Robert – rok we wspólnocie

Szalom!

Dzisiaj mija dokładnie rok od momenty, kiedy 8 lutego 2011 roku pojawiłem się po raz pierwszy na spotkaniu wspólnoty. W związku z tym chciałbym podzielić się z Wami tym minionym czasem.

W czasie mojego nawrócenia, które tak naprawdę trwało 10 lat, odczuwałem potrzebę czegoś więcej, niż tylko chodzenia co niedzielę do Kościoła. Nie wiedziałem tak na prawdę czego mam szukać, ale czułem, że Pan Bóg wzywa mnie do większego zaangażowania w wierze. Namówiłem raz Kasię, abyśmy poszli na spotkanie powstałej wspólnoty małżeństw u Cystersów, ale to nie było to. Oboje czuliśmy się tam dość dziwnie, a pomysły na cel tych spotkań nas nie przekonały. I znów zaczął się okres poszukiwań, aż trafiliśmy do Pallotynów w 2009 roku. Nie będę się rozpisywał na temat samej parafii, ale to właśnie tutaj zrozumiałem, jak wielką miłością jest Pan Bóg i jak bardzo troszczy się o zbawienie każdego człowieka.

Do wspólnoty wstąpiłem dzięki głosowi w mej duszy, który mnie zachęcał do zrobienia kroku dalej i dzięki Tomkowi, którego Pan Bóg postawił na mojej drodze. Nasze wielokrotne rozmowy rozbudziły we mnie pragnienie wstąpienia do wspólnoty, choć miałem różne obawy i wątpliwości. Po pierwszym „razie” na spotkaniu wspólnoty wiedziałem, że jest to właściwe miejsce, do którego skierował mnie Jezus. Z początku musiałem pogrzebać trochę w Internecie, aby upewnić się czym jest Szkoła Nowej Ewangelizacji. Gdzieś przez głowę przetoczyła się myśl, czy aby na pewno wszystko jest tutaj OK. Tak samo zastanawiałem się wcześniej, czy z Pallotynami wszystko jest w porządku, bo do tej pory nie spotkałem się z taką atmosferą w parafii.

Przyznam szczerze, że szybko odnalazłem się we wspólnocie i do dzisiaj wyczekuję z utęsknieniem na każde wtorkowe spotkanie. Od lutego do lipca trwał pierwszy etap mojego życia we wspólnocie. Był to czas wielu decyzji i wyrzeczeń. Dzięki łaskom Ducha Świętego udało mi się wyzwolić z wielu rzeczy, które mnie dręczyły. Dokładnie nie pamiętam co kiedy nastąpiło, ale nie jest to najważniejsze w tym momencie. Ważne, że pierwsze miejsce w moim życiu znalazł Jezus i to On zaczął nadawać sens mojej codzienności. Zrozumiałem jak niewiele potrzebuję, aby być szczęśliwy i uwierzyłem w to, że naprawdę jestem umiłowanym dzieckiem naszego Tatusia w niebie. I choć zdarzały się, zdarzają się i będą się zdarzać upadki wiem, że wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. Zawsze byłem na bieżąco w dzienniczkach i codziennie (czasem jakiś poślizg się zdarzył) znajdywałem bez problemu czas na formację. Nawet nadrobiłem chyba wszystkie dzienniczki wstecz. Podsumowując był to etap, w którym prawdziwie czułem się szczęśliwy i z wielką radością mogłem wtedy powiedzieć za psalmistą: „Dziękuję Ci, że stworzyłeś mnie tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła i dobrze znasz moją duszę”. I dzisiaj również z pełną świadomością i przekonaniem powtarzam te słowa.

 

Kiedy zaczęły się wakacje rozpoczął się kolejny etap mojej formacji. I to był bardzo trudny dla mnie czas, który trwał przez wiele miesięcy. Pierwszą trudnością było moje coraz rzadsze uczestnictwo najpierw w wakacyjnych spotkaniach, a potem kiedy wystartowała formacja po tej letniej przerwie. W sierpniu zacząłem wyjeżdżać już do pracy do wielkopolski, a od września do listopada siedziałem nad morzem. Okres ten uświadomił mi, jak ważna jest formacja i regularne spotkania we wspólnocie. Tak bardzo wtedy brakowało mi tych wtorkowych wieczorów, a sił na dzienniczki po całodziennej pracy brakowało. I z jednej strony na początku czułem się na tyle silny, że wiedziałem, że sobie z tym wszystkim poradzę, a z drugiej strony w miarę upływu czasu, było coraz gorzej. Na to wszystko jeszcze rzadko bywałem na próbach chóru, co potęgowało moją gorycz. A w październiku doszły studia i już w ogóle miałem dość pracy nad morzem. Do dzisiaj nie mogę nadrobić zaległości na studiach z tego tytułu. Jedno mnie jednak pociesza, iż do końca pozostałem wierny Chrystusowi i w najcięższych chwilach i upadkach Jezus przychodził i mnie podnosił. Moim codziennym umocnieniem stały się słowa z listu św. Pawła (Flp 4,13).

Teraz jest kolejny etap. Z początku starałem się szybko nadrobić dzienniczki i osiągnąć ten stan ducha, który był na samym początku, ale nie tędy była droga. Dopiero teraz jestem na bieżąco z formacją, choć z zeszłego roku niektóre dzienniczki opuściłem. Natomiast rozmowa z jedną z osób naszej wspólnoty uświadomiła mi, że pewne rzeczy, a raczej stany ducha już nie powrócą w takiej samej formie i teraz jest kolejny etap formowania, który opiera się na mojej formacji, którą przeszedłem od czasu wstąpienia do wspólnoty. Prościej ujmując teraz jestem na etapie doświadczeń, które pozwalają mi budować solidny dom mojego życia na Chrystusie. Mogę Wam z pełną świadomością i pewnością napisać, iż zostałem powołany do głoszenia Ewangelii, co niejednokrotnie Pan Jezus potwierdzał mi na różne sposoby. Staram się więc kiedy jest do tego sposobność, aby czytać podczas Eucharystii i prowadzić konferencje. Wczoraj był taki dzień duchowego upadku, kiedy sami widzieliście, że coś się ze mną dzieje. Ale oddałem to przed snem Panu i rano wstałem lekki, radosny, pełen mocy i wiary. I tak trzymać 🙂

Mógłbym tak zapewne jeszcze wiele słów napisać, bo jest o czym, ale będę kończył. Podsumowując ten miniony rok w formacji pragnę wyrazić niewypowiedzianą wdzięczność Jezusowi za tą łaskę trwania z Wami we wspólnocie i tego wszystkiego co w moim życiu się dzieje.

I tak już na zakończenie parę słów o formacji. W ostatnich tygodniach Duch Święty pomógł mi uświadomić sobie, jak ważna jest codzienna formacja. Pragnę podkreślić słowo codzienna, gdyż tylko wtedy możemy systematycznie wzrastać w wierze. Bo co z tego, że przerobię na szybkiego cały dzienniczek w jeden dzień, jak później nie będę wiele z niego pamiętał, a zbyt wiele informacji naraz może znużyć i zniechęcić. Jeśli macie jakieś zaległe dzienniczki, to zostawcie je i skupcie się na obecnym tygodniu. I tak w swoim czasie powrócimy do nich, gdyż po tym roku formacji na nowo rozpoczniemy rok pierwszy. Jestem pewien, że każdy z nas jest w stanie znaleźć pół godziny dziennie dla Dawcy Czasu i przyznam szczerze, że głupio brzmią słowa „nie miałem czasu”, kiedy Pan Bóg jest dla nas zawsze dostępny.

Miał już być koniec, ale przypomniałem sobie jeszcze o jednej rzeczy. Mianowicie jak widzę wspólnotę rok temu, a jak teraz. Na pewno dostrzegłem zmianę w samym funkcjonowaniu wspólnoty. Prowadzimy Godzinę Uwielbienia, byliśmy współorganizatorami kursu Filip, powstała grupa osób modlących się w naszych intencjach, powołany został skarbnik (czyli ja 😉 ), powstała grupa modlitewna, która modli się w intencjach, które im przedstawiamy. Jesteśmy też bardziej otwarci i zżyci, choć… Jedna osoba wspomniala wczoraj wspominała o braku mocy podczas uwielbienia. To pozostawiam w rękach Pana Boga, bo wierzę, że tak nami pokieruje, że będzie dobrze. A dobrze będzie na pewno. Na 100% i dorzucić mogę jeszcze kilka procent 🙂

A na samiutki koniec dziękuję Jezusowi za naszą wspólnotę i za to, że mogłem Was wszystkich spotkać w swoim życiu. Jest to dla mnie wielka radość i szczęście, kiedy z Wami spotykam się co wtorek. I chwała za to Panu!!!

Dobra, kończę.

Z Panem Bogiem +

PS. I znów odliczam czas do wtorku 🙂